JUSTYNA KUŹMA
Dziennikarka. Głowa pełna muzyki, zatopiona w jazzie, soulu i funku. Trzyma rękę pulsie wyłapując wszystko co świeże i warte docenienia w melodycznej muzyce nowoczesnej. Krakowianka, która dzięki Warszawie spełnia marzenia. W grudniu zakończyła współpracę z krakowską radiofonią, gdzie przez ostatnie trzy lata odpowiadała za selekcję muzyczną do wybranych audycji.

Muzyka:

Hiatus Kaiyote, płyta Tawk Tomahawk

Ta kapela, ze swoją liderką w postaci osobliwie genialnej Nai Palm, to czyste australijskie złoto. Z chorą radością, maniakalnie i nieustannie katuję każdą sekundę ich płyty, aplikując dodatkowo nieocenione wrzuty z klipów i koncertów. Sami określają siebie jako Future Sould Band. Ja dopatruje się w nich gigantycznych pokładów pierwotnej naturalności, i wierzę, że Hiatus Kaiyote pozostaną co najmniej tak organiczni jak są teraz.

Natu Kozmic Blues

Skąd w tak delikatnej postury osóbce jaką jest Natu, mrowie potęgi charyzmy, głosu i odwagi? Tylko z serca czy aż z serca? Projekt Kozmic Blues to interpretacje utworów Janis Joplin w koncertowych odsłonach. Spoglądając zaledwie kilka lat wstecz, niewiarygodnym jest, jakie możliwości wokalne na Natalia Przybysz dzisiaj. Z niecierpliwością czekam na wydawnictwo.

Debiut:

Michael Kiwanuka

Ten angielski bard o ugandyjskich korzeniach, w mijającym roku rozstawił swoich śpiewających kolegów po kątach. Wszystkie wydawnictwa Kiwanuki to spora dawka melancholii i wzruszeń. Interesowało mnie jednak jak ten zaledwie 25 letni chłopiec daje sobie radę na żywo. Okazja nadarzyła się w czerwcu podczas festiwalu Celebrate Brooklyn, gdzie Kiwanuka występował obok Esperanzy Spalding czy Lizz Wright. I ukłuło mnie sumienie, że choć przez sekundę mogłam w niego zwątpić, bo to emocjonalny i piekielnie utalentowany czarodziej. Łza została uroniona, a to chyba najlepsza rekomendacja dla debiutującego artysty.

Wydarzenie / Miejsce:

Warszawa latem.

JUSTYNA KUŹMA

Nie wiedzieć kiedy, z ponurej wschodnioeuropejskiej nieprzyjaznej dla obcych stolicy, Warszawa przepoczwarzyła się w tętniące życiem nadwiślańskie El Dorado.

BarKi, Cyple i amazońskie ścieżki prowadzące do mniej lub bardziej dzikich plaż, to, na czele z bojem o Powiśle, sygnał, że Warszawa na prawdę pamięta. Jako rasowy Słoik, daję sobie prawo do wszelkich porównań i ocen. W tym dziwacznym rankingu miejsc, to Warszawa daje żyć, oddychać i kochać. Z wszystkimi jej przywarami, to właśnie od zeszłego lata, niewątpliwie najlepsza wielkomiejska wieś na letnie harce pod gołym niebem.

Krakowski BAL na Zabłociu.

JUSTYNA KUŹMA
Namacalny przykład na to, że marzenia poparte ciężką pracą i pasją spełniają się nawet w mieście, gdzie poziom zanieczyszczenia powietrza permanentnie przekracza dopuszczalne normy.

Stworzony przed dwójkę przyjaciół, z potrzeby ciągłej kreacji i integracji mieszkańców Zabłocia, BAL w przeciągu dwóch miesięcy swojej działalności, stał się odskocznią od piwnicznych murów Krakowa. Wtopił się w pofabryczne mury rewitalizowanej dzielnicy. Nazwać go tylko kawiarnią lub tylko restauracją to niedopowiedzenie, gdyż oprócz śniadań w opcji all you can eat, konsumowanych na pół tonowym stole, możesz trafić na koncert IncarNations, wystawę „curator`s network” czy „premierę kryzysowej kolekcji”. Balowo w tym BALu.

SHARE