SEBOL
Seb<3.
Sebol.com.pl, Warsoul, Footprints Jazz

Bum! Jeśli jest parcie na „ciekawe podsumowania”, to zgodnie z regulaminem nie będę ograniczał się tylko i wyłącznie do wymieniania nagrań. Napiszę opowiadanie… Tylko w ten sposób sensownie zmieszczę blisko czterdzieści pozycji, zgrabnie przechodząc do tego, co czeka nas już na początku 2013 roku. Przebrniemy przez Rap, R&B, Soul, Jazz, Beats i różne odmiany elektroniki, którą już dawno przestałem umieć klasyfikować. Dzięki temu, powinno mi się udać uchwycić kondycję pewnych obszarów muzycznego świata, z czego wywnioskujecie sami – czy idzie dobrze czy źle. Na koniec opowiem o najciekawszych wydarzeniach sezonu, w których miałem przyjemność uczestniczyć. Gdy już wszystko będzie online, na legendarnym „Digginowym recapie”, sprawdzę czy miałem chociaż trochę racji, porównując moje obserwacje z innymi autorami podsumowań.

Zacznijmy od tego, co zajmie 73,5% całego tekstu. Omówimy „Cały ten Rap”, jak kiedyś Zajka na „Wkurwionych Bitach” Dj’a 600V. Jednak ten mały followup w tekście nie oznacza, że zaraz będziecie czytać o wypocinach z nawijaczy z Polski. W 2012 kilku z nich umocniło szacunek, którym darzyłem ich wcześniej (Ras / W.E.N.A/Pablo Hudnini) albo zrobili na mnie wrażenie zupełnie nowi gracze jak 2sty czy Gedz (chociaż słyszałem tylko pojedyncze utwory). Nie zamierzam jednak tracić na to więcej znaków, bo strasznie wkurwiła mnie Polska scena (z wyjątkiem YKM – Twardowski/Daniel Drumz), na której coraz częściej chodzi o objawianie wątpliwych tez i fascynacji politycznych. Jestem coraz starszy, co gorsza – w czasach kryzysu. Dlatego hajs musi się zgadzać jeszcze bardziej niż kiedyś, żeby było na prąd, gaz, jedzenie i jakieś pierdoły. Dlatego słuchałem bardzo dużo muzyki bez szczególnego przekazu: o dragach, o dupach, o samochodach. Jeśli przekaz już był, to dość mocno zakodowany. Dzięki temu, zacząłem słuchać muzyki tak, jakbym oglądał filmy. Cały czas te same. Klasyki na „repeacie”. Trochę tak, jakbym przynajmniej raz w tygodniu oglądał Ojca Chrzestnego albo Scarface’a. Fajne są też przebłyski abstrakcji, kompletnego oderwania od rzeczywistości, czy budowanie fikcyjnych postaci. Lubiłem też posłuchać o pogoni za marzeniami i snach o luksusie, lub o wycieczkach na motorówkach za kilka baniek. Podejrzewam, że w przyszłym roku też będzie mnie to pociągało. Jeśli tylko będzie odpowiednio brzmiało.

RAP

Nie jestem w stanie jednoznacznie wybrać płyty roku. Dlatego opowiem o wszystkich, które w całości robiły mi dużą przyjemność we dnie i w nocy. Kolejność nie ma tu żadnego znaczenia. Na pierwszy ogień pójdzie Captain Murphy – Duality (DatPiff.com).

Ktoś się dziwi? Dajcie spokój. Flying Lotus dobrze wszystko sobie rozkminił. Zarówno brzmieniowo, jak i promocyjnie. Mogę się mylić, ale chyba nikt wcześniej nie wydał video-mixtejpu. Po drugie, fajnie zabawił się ze słuchaczami ukrywając tożsamość pod postacią kreskówkowego rapera, mieszając ludziom w głowach głośną kolaboracją pomiędzy Brainfeeder i Odd Future. Nie bawiłem się tak dobrze od czasów Lorda Quasa.

Oprócz tego, przez dłuższy czas z moich słuchawek nie schodził krążek kolektywu A$AP Mob – Lord$ Never Worry (DatPiff.com).

Mimo skandalu z kradzieżą beatów i śmiesznych tekstów jak w „Work” A$AP Ferga, nie mogłem się oderwać od tej kompilacji. To kolejny dowód na to, że w 2012 można było przymknąć oko na słabsze linijki na rzecz kozackiego wajbu. Ekipa Rocky’ego trzęsie Nowym Jorkiem, Ameryką i światem. Są u nas tak popularni jak Eminem w 2000 roku. Każdy wie, kto to jest. Utwory A$APów to bardzo częste requesty nawet w Polskich klubach – „Ej, włączcie jakieś swagi od Rocky’ego”. Takie teksty są na porządku dziennym. Wiem to, a nawet nie jestem dj’em.
Kolejny małolat, który w tym roku zrobił na mnie wrażenie to Big Sean. Wydał w 2012 mixtejp Detroit (DatPiff.com).

„Guap” może i zapowiada nadchodzący w przyszłym roku krążek, nie wchodząc w skład „Detroit”, ale nie szkodzi. Wystarczy, że pokazuje definicje jego zajebistości. Ma 24 lata, a od kilku lat związany jest po trochu z Kanye Westem i Def Jam. Kliknięciem palcami, mógłby kupić cały mój dobytek wraz z całym domem, w którym ja wynajmuje tylko jeden pokój. W sumie mu się należy. „Mercy”, „Clique”, „Mula” i „Higher” to i tak za dużo sztosów jak na jeden rok (a podobno wystarczy jeden hit w życiu).

Podobnie było w 2012 z Fabolousem. Jest 11 lat starszy od Big Seana i ładnie się odnalazł po latach nie sprawdzania jego twórczości. Przyznam, że nie byłem szczególnym jego fanem, ale The Soul Tape 2 (DatPiff.com) – jest kapitalne.

Na krążku występują J.Cole, Wale, Pusha T, Trey Songz, Cassie i kilku innych. Jest trochę o diamentach, trochę o jaraniu i luksusowych markach. Wszystko podane z klasą. Nie wiem czy wybrałem najbardziej reprezentatywny kawałek, ale to trudne, bo całość jest świetna. Krążek koniecznie muszą sprawdzić Ci, którzy nie słuchają już tylko samej klasyki gatunku, ale jeszcze nie oswoili się z bardzo nowoczesnych rzeczami, jak te wymieniane wyżej.

Ta sama zasada dotyczy EPek duetu Freddie Gibbs & Madlib wydawanych w Madlib Invazion (Shame oraz Thuggin).

Wiem, wiem. Wielu z Was Freddie wkurzył. Tak, ma swoją bajkę z tym zawzięciem na organy ścigania, ale znając dokładniej kontekst tego tematu w cale mu się nie dziwie. Zresztą, trochę prawilnej gangsterki ze Stanów jak zioła i hajsu u Bonusa RPK – nigdy mało. Freddie jest całkiem autentyczny w swoim byciu w świecie, stylówką którą przyjmuje. Na beatach Madliba brzmi to wyśmienicie.



Żeby nieco złamać klimat, wróćmy do tych, którzy nie mają już czasu, żeby popadać w konflikt ze szkiełownią. Kanye stara się zarobić jeszcze trochę sosu, więc wydał wydał naszpikowany hitami G.O.O.D. Music – Cruel Summer (Def Jam).

Już o tym pisałem. „Mercy” pod koniec roku ma ponad 26 milionów wyświetleń na YT. Jest to jeden z największych hitów w tym roku. Kanye chyba za to i utwór „Clique” został nominowany do nagrody Grammy. Moim zdaniem mu się należy. Szkoda czasu na hejt. Dobrze, że dzięki niemu mainstream wygląda właśnie tak. A przecież na „Cruel Summer” jest jeszcze więcej bangerów. Zapewne któryś z nich pojawi się na trackliście podczas Waszego sylwestra. U mnie będzie na pewno.

Teraz znowu nieco wyluzujemy i oddamy się muzyce samolotowej. Tak. W tym roku wyszedł Jet Life – Jet World Order 2 (Jets International).

Jestem psychofanem ekipy Curren$y’ego i jego ziomów Trademarka Da Skydivera i Young Roddy’ego. Ten projekt spadł na mnie nagle i w dodatku mnie nie zawiódł. Jeśli lubicie muzykę o paleniu do palenia, to Ci kolesie zrobili to już na wszystkie sposoby i nadal słucha się ich zajebiście. Dobrze z nimi odlecieć.

Będąc przy odlotach, to koniecznie należy wspomnieć o królu Kendricku Lamarze, który pojawi się pewnie w 99,9% hip-hopowych podsumowań (i to w czołówce), za sprawą Good Kid, M.A.A.D City (Aftermath Entertainment).

Jeśli tego w podsumowaniu nie będzie, to mu nie ufajcie – autor prawdopodobnie mieszka na bezludnej wyspie i wysłał swoje zestawienie za pomocą butelki przez Ocean Spokojny. Kendrick bezapelacyjnie wygrał hip-hop w tym roku. Nie ma zniżki w formie. Zarówno album, jak i gościnne występy to najwyższej jakości sztosy.

Całkiem podobnie wiedzie się Big K.R.I.Towi, bo wydając 4eva Na Day (Cinematic Music Group) i Live From The Underground (Def Jam) – udowodnił, że można bez problemu mieć płyty roku trzeci rok z rzędu.

Wystarczy posłuchać „Wake Up” i dalszy komentarz będzie zbędny.
Zostając na południu i przenosząc się z Missisipi do Atlanty, nie możemy przeoczyć Killer Mike’a. Wydał on do współy z EL-P R.A.P. Music (Williams Street).

Jeśli ktoś zapytałby mnie, co może się kryć pod etykietką „definicja pener” – wskazałbym na ten album. Chora i energiczna płyta. Atlanta żyje i ma się dobrze. Zajebista kolaboracja.
Skoro jesteśmy już Georgii, to od razu przejdźmy do Big Boi’a. Vicious Lies and Dangerous Rumors (Def Jam), bo o tym mowa.

Tę płytę najlepiej zdefiniował Take, posłużyłem się cytatem z niego już dwa razy na FB, więc pozwolę zrobić sobie to również tutaj: „The lines of genre in modern music are finally & truly blurring and melting into one another. Its about time!! Good music is good music, why should it be limited or boxed into one genre? Its all free game musically, the walls and rules have come down. We live in a time where technology has closed a lot of gaps in social taboo and music has played a big part in that. The same people who listen to Beach House also bump Madlib and so on… The youth now listens to everything..Fuck Genre! Props to people like Big Boi , his new record features everyone from Phantogram to Little Dragon, Jai Paul to WAVVES , UGK, and Killer Mike… but then again OUTKAST has always been light years ahead!!” – Nie można napisać nic lepszego.
Z góry wam mówię. 21.12. nie będzie końca świata. Ziemia zatrzyma się jak Andre 3000 wyda płytę.

Póki co, Andre Benjiamin tylko błyszczy na gościnnych występach. Jak zagra Hendrixa i wyda kolejną solową płytę, to zacznie się jakaś nowa era. Ale widzę, że już purpurowo płynę, dlatego przenieśmy się trochę bardziej na północ.

Stalley też znowu mocno przypieprzył. Wydając w Maybach Music Group krążek Savage Journey To The American Dream.

Nadal się jaram, że w zeszłym roku gościliśmy go w Polsce, na legendarnym moim zdaniem koncercie. Gość dalej się rozwija i jest wyżej i wyżej. Polska publiczność pokazała wtedy, że jest gotowa na nowy rap i powinien mieć on częściej miejsce na koncertach w przyszłym roku.
Wybierając się na Florydę, można spotkać najbardziej eksperymentalny i mroczny hip-hop z jakim miałem do czynienia od dekady. Rvidxxr Klvn (Raider Klan) czyli SpaceGhostPurrrp i spółka – to oni dostarczają najbardziej kodeinowy shit od czasów DJa Screw. Teoretycznie powinienem zaprezentować „Black God” Purrpa, ale w tym miejscu zrobię wyjątek wrzucając numer, który wyszedł miesiąc przed styczniem.

Bez wątpienia „Mysterious Phonk: The Chronicles Of SpaceGhostPurrp” (4AD) i EPka „B.M.W.” (DatPiff.com) to rzeczy, najbardziej zaskakujące. Poza tym prowadzą bardzo dziwny styl promocji swojej muzyki. Zero kontroli jakości. Lo-Fi, tyle wydawnictw, że discogs nie nadąża tego indeksować. W każdym razie respekt dla Young Simmiego, Ethelwulfa, Amber London, Chrisa Travisa i kilku innych szaleńców.

Jeśli już wcześniej omówiliśmy A$AP Mob, teraz przerobiliśmy Raider Klan – to nie sposób ominąć Odd Future. Zanim powiem, że Frank jest największym wygranym tego roku – zatrzymajmy się chwilę przy Hodgy’m i MellowHype. W pojedynkę Hodgy dał o sobie znać już na początku roku, wypuszczając EPkę bez tytułu, za friko – na blogu OFGKTA.

Była taka jak lubię. Krótka ale treściwa. Beaty od Juicy’ego J, Fly Lo, Alchemista, czy Theloniousa Martina robiły robotę. Poza tym strasznie spodobała mi się metafora z powyższego kawałka: „Jeśli niebo jest gettem, to chcę mieszkać na przedmieściach”. Ja też. Później, w Odd Future Records wyszedł krążek Numbers. Hodgy i Left Brain długo kazali na siebie czekać, ale było warto.

Solidna pozycja, która pozwoliła mi spędzić milej kilka dni w pracy, gdy słuchałem jej na okrągło. Zresztą do dziś sprawia dużo przyjemności. Do ilustracji mógłbym wrzucić, „GNC”, „La Bonita”, albo wizytę w BBC z „65/Breakfast”, ale lepsze będzie „Astro” z Frankiem. W końcu to jego rok. W tym miejscu nie można pominąć Om’masa Keitha (znanego z Sa-Ra Creative Partners). Dużo zrobił z chłopakami z MH, jeszcze więcej pomógł Frankowi, a teraz zajmuje się Michaelem Uzowuru i Vince’m Staplesem (bliżej czy dalej ale też związanymi z OF). Om’mas był producentem wykonawczym EPki „Winter in Prague” (DatPiff.com), dlatego już ten fakt, powinien być dla Was znakiem najwyższej jakości.

To by było tyle, jeśli chodzi o rap grę. Na koniec jeszcze wyróżnię Nasa, za Life Is Good (Def Jam), Wiza Khalifę za Tylor Allderdice (Rostrum Records) i O.N.I.F.C (Atlantic Records) oraz PAC DIV za GMB (RBC Records). Oprócz tego, oddam szacunek Rickowi Rossowi za dobre numery i zarządzanie Maybach Music Group.

SOUL / R&B

Dobra. Skoro praktycznie zakończyłem elaborat o hip-hopie, ocierając się o OFGKTA – przejdźmy do albumu „Channel Orange” (Def Jam) Franka Oceana. Ten album bez wątpienia znajdzie się w każdym podsumowaniu ludzi obcujących z muzyką śpiewaną, tak jak krążek Kendricka u każego fana rapu.

Jestem bardzo szczęśliwy, że Frankiemu aż tak się udało. Tym bardziej, że w czerwcu 2011 roku, gdy media w Polsce jeszcze nie bardzo miały pojęcie kim on w ogóle jest, zwiastowałem mu nadejście wielkiej kariery. Nie pomyliłem się. Nie sądziłem tylko, że będzie ona aż tak duża.


Pozostając w klimacie muzyki pościelowej (i nie tylko), na kolejne wyróżnienie zasługuje gość ukrywający się pod ksywką BJ The Chicago Kid. Nakładem M.A.F.E w lutym 2012 ukazał się krążek Pineapple Now-Laters i leciało to mniej więcej tak:

Gdy usłyszałem ten numer po raz pierwszy – zwariowałem. Podobnie było z „Good Luv’n”, „The World Is A Ghetto” czy „Aiight”. Wydaje mi się, że to jeden z najbardziej niedocenionych wokalistów tego roku. Życzę mu podobnych sukcesów, na które już zapracował Frank.
Do złotej trójki dołączymy Jeremiha i jego mixtape Late Nights with Jeremih (Get Your Weight Up!). Dlaczego?

Dlatego i dla „Fuck You All The Time” i jeszcze kilku innych. Jedyny minus jest taki, że wpadłem na to dopiero jesienią, a to krążek idealny na letnie wieczory z dziewczyną. No cóż, płytka będzie też uniwersalna w przyszłym sezonie.

Kończąc dość wąski w tym roku kącik R&B, dodam – że oficjalnie ukazała się Trylogia (Universal Republic) od Weeknd’a. Po trzech wydawnictwach w 2011, warto się zaopatrzyć w oryginalny nośnik (tym bardziej, że są bonus tracki).

JAZZ / BEATS

Przechodząc do jazzu, mimo wszystko nawiążemy nieco do hip-hopu i soulu. Wszystko za sprawą Black Radio (Blue Note) super grupy Robert Glasper Experiment – nominowanej bodajże w dwóch kategoriach do nagrody Grammy.

Nominacje wcale nie dziwią i są jak najbardziej zasłużone. Pierwsze szkice tego albumu słyszałem jeszcze w 2011 roku, na festiwalu Pianistów Jazzowych w Kaliszu. Ten koncert zwiastował „Instant classic”. Ilość czasu spędzona z tą płytą i kolejny wyjazd za Glasperem do Berlina uzależnił mnie od jego twórczości. Wszystko wskazuje na to, że w przyszłym roku znowu będzie okazja do doświadczenia geniuszu Experimentu na żywo. Tym razem w ramach Jazzu nad Odrą.

Trzeba przyznać, że Blue Note odżył w tym roku nie tylko za sprawą Glaspera, ale też za sprawą kuzyna Flying Lotusa – Raviego Coltrane’a. Wydając Spirit Fiction, label przysłużył się do nominacji potomka Johna do nagrody Grammy w kategorii „najlepsze solo”.

Świetna płyta. Ravi, twój ojciec miałby kolejny powód do dumy! Będąc przy Coltrane’owskich korzeniach i bardzo blisko słowa „eksperyment” powinienem omówić Until The Quiet Comes (Warp). To z pewnością kolejny rok Flying Lotusa. Już na wstępie wspomniałem o projekcie pobocznym, jakim był Captain Murphy, ale teraz czas przejść do najważniejszego:

Po pierwsze, bez sensu (nawet dla żartów) wrzucać ten krążek do najbardziej „przehajpowanych” płyt, jak to zrobił magazyn XLR8R. Czy tego Patrica Fallona pojebało? Czy to dla zwiększenia poczytności portalu w czasach powszechnego trollingu? Nie wiem. Ważne, że wszystko co stało się wokół tej płyty jest majstersztykiem. Od klipu Kahlila Josepha, przez kolaborację z Elijah Woodem, po wydanie edycji kolekcjonerskiej wersji winylowej tego krążka. Ilość muzyków zaangażowana w projekt, bogactwo detali, które odkrywa się za każdym razem dokonując kolejnego odsłuchu. Konieczność brania tego projektu w całości (zresztą podobnie jak Cosmogrammy). To chyba są czynniki, za które kochasz, albo nienawidzisz muzykę Flying Lotusa. Życie w czasach szybkiej konsumpcji płyt i polowania na chwytliwe single (których tutaj niema), mogło spowodować, że ludziom się w dupach poprzewracało. Trudno. Jak ktoś tego nie umie docenić, to już nic nie poradzimy. W swojej nieokreślonej dziedzinie (eksperymentalno-jazzowej?) – to z pewnością płyta roku.

Kolejną figurą z tego samego świata bez wątpienia jest Karriem Riggins. Ten zajebisty jazzowy perkusista i legendarny beatmaker, wydał w Stones Throw bardzo długo wyczekiwany album „Alone Together”.

Ten popieprzony, dość obszerny, ale zawierający krótkie formy beattape zapewne zostanie niedoceniony. Pewnie dlatego, że Karriem stroni od mediów a wielu słuchaczy zna jego dokonania ale nawet nie wie, że to on za nimi stoi. Dlatego jeśli lubicie dobre beaty i crate diggin najwyższej klasy, błagam zróbcie tę przyjemność Rigginsowi i sprawdzcie jego album. Należy mu się jak psu zupa.

Bliskie ziomki Jay Dee dobrze sobie radzą w 2012. Nie tylko Karriem Riggins, ale też Waajeed. Jeedo zrobił nawet coś więcej. Kilka lat milcząc w czeluściach swojego laboratiorium w Detroit, postanowił zrobić coś nowego.

I zrobił. Założył label Dirt Tech Records, wydał wyjebistą 12” z dużymi dupami pt. Make It Boom, a potem jeszcze dołożył projektem Electric Street Orchestra i 12” Scorpio/M.F.A z gościnnym udziałem Theo Parrisha i Andresa.

Nazwał swój nowy shit hood-tech’em i poleciał z tematem. O tym co czeka świat w 2013 roku, możecie posłuchać tutaj. Myślę, że to nie będą stracone dwie godziny.
Nie będzie również stratą czasu zapoznanie się z inną kolaboracją Theo Parrisha. 12” Flowers (Sound Signature), z Andrew Ashongiem skradła mi kilka godzin z życia.

Zresztą zapewne nie tylko mi. Liczę, że wielu czytelnikom diggin również. Piękny i ciepły utwór, który uzależnia jak hera. Najśmieszniejsze jest to, że pewnie ten kawałek powstał podczas jakiegoś spontanicznego jammu, tak jak to dawniej było przy stworzeniu „Chemistry”. Theo ma talent do takich rzeczy. Wiem, że trochę Was tym ukoiłem, ale muszę przejść do tej bardziej agresywnej strony klubowej.

Tak. Tego roku wszyscy szaleli razem z TNGHT. Szaleli w domach, na imprezach w klubach i na festiwalach.

Dzięki festiwalowi Tauron Nowa Muzyka wiele osób miało szansę sprawdzić potencjał tej muzyki na żywo. Energia, którą wyciągnęli ze wszystkich Hudson i Lunice po 4-tej nad ranem była tego warta. Królowie wiru byli wniebowzięci. Penerski, genialny w swojej prostocie Trap zawładnął parkietami.

Najlepiej sprawdzali się w tym brzmieniu małolaci urodzeni po roku 90. Slo-mo od XXYYXX, czy Novacane EP (Bandcamp) – od 16-nastolatka z Brighton znanego jako Hucci, totalnie to rozjebało moją głowę.

Często słyszę komentarze, że ten styl tak szybko zginie jak się pojawił. Kto wie? Może i tak… ale zostanie po tym kilka płyt, na których dobrze się wypociłem. Roland 808, handclapy i okazjonalne wtrącanie „Maćków” trochę mnie podjarało. Dlatego na koniec wymienię też dwie 12” Baauera – Dum/Dum (Lucky Me) i Harlem Shake (Mad Decent).

W trochę inną stronę poszedł nowy nabytek Brainfeedera – Lapalux. Remiksując ultra słaby w oryginale kawałek – Mario „Let Me Love You”, zwrócił moją uwagę na nową falę reworków R&B, które robią świetną robotę w klubach.

„Gutter Glitter” czy „Moments” spowodowały, że EPka When You’re Gone, ustawiła tego angola na szczycie listy najciekawszych odkryć muzyki elektronicznej. Chociaż? W zasadzie, co to za odkrycie, skoro wszyscy o nim mówili.

Kończąc już ten i tak zbyt długi wywód napiszę o singlach, które zwiastują artystów wpisanych na listę w 2013 roku. Pierwszy z nich to 7” So Many Details (Capark) od Toro Y Moi.

Singiel pojawił się w połowie grudnia, a tak zawładnął moim umysłem, że cały czas go słyszę gdy jadę tramwajem, łapiąc się na tym, że wyśpiewuję: „You Saved My Life…” Jeśli dodamy do tego stronę B z kozackim remiksem nagradzanego już w tym zestawieniu Hodgy’ego, zrozumiecie, że trzeba mieć to w kolekcji. HYPERLINK „http://www.youtube.com/watch?v=ZE7JTpxDW2w” No i jeszcze to.

Podobnie było z singlem The Place (4AD) od Inc. Lubię ich odkąd pierwszy raz usłyszałem Swear. Z niecierpliwością czekam na krążek „No World”.

WYDARZENIA

Wizjoner Miejski x Warsoul x Foxhole x RBMA: SAMIYAM (BRAINFEEDER/LA) – Poznań

Intensywny początek roku z jedynym występem Samiyama w Polsce to był strzał w dziesiątkę. Fajna lokalizacja (Pawilon Nowej Gazowni), zajebiste wizualizacje i dobrze przemyślana promocja spowodowały, że nawet w Poznaniu (który do łatwych nie należy) – da się zrobić grubą balangę przyciągającą prawie 500 osób.

Rap Szalet – Wrocław

Najbliższa klimatem do Do-Over impreza w Polsce to bez wątpienia Rap Szalet. Wojtek i Mateusz w ciągu dwóch sezonów potrafili tak rozporomować niedzielne popołudnia na wzgórzu obok ASP, że na każdą kolejną edycję przychodzi zawsze ponad 500 osób. Hamburgery znikają w trybie ekspresowym w rytmie najlepiej wyselekcjonowanych rap sztosów. Nie ma tam wtedy ludzi niezadowolonych. Z tego tytułu „Nocny Marek” należał się od Aktivista (mimo tego, że impreza odbywa się w dzień).

Electro Acoustic Beat Sessions – Wrocław

To kolejne cykliczne wydarzenie na mapie Wrocławia. Serce tego eventu jest w Puzzlach, a jego pomysłodawcą jest Wojtek Skorupski aka Spisek Jednego. Już w ubiegłym roku podobno działy się tam magiczne rzeczy, jednak dopiero w tym sezonie sprawy nabrały większych obrotów i rozgłosu. Gościnnie pojawili się Natalia Lubrano, Tomasz Andersen, Raashan Ahmad, Vienio i Abradab. W przyszłym roku ambicje są jeszcze większe. EABS, to prawdziwy skarb Wrocławia i zdaje się, że coraz więcej ludzi zaczyna to rozumieć.

Robert Glasper Experiment – Berlin

Najpierw mnie zmiażdżył w Kaliszu, w tym roku pojechałem do Berlina i również wyleciałem z butów. W 2013, będzie w Polsce w ramach Jazzu Nad Odrą. Musicie tam być.

OFF Festival – Katowice

Tauron Nowa Muzyka – Katowice

Napisałem już o tym dwie obszerne relacje. Więc nie będę tego powtarzał. Katowice na mapie festiwalowej Polski, to letnie miejsce zjazdu wszystkich znajomych. Prawdopodobnie spotkacie tam wszystkich czytelników Diggin i wielu nowych przyszłych znajomych, albo tych, których do tej pory znaliście tylko z fejsbuka. Pojedźcie kiedyś z nimi na małe melo. To pod koniec 2013, też umieścicie w prywatnych podsumowaniach te wydarzenia.

Warsoul: AUSTIN PERALTA TRIO (Brainfeeder, Los Angeles) – Warszawa

Jeden z najbardziej legendarnych koncertów tej jesieni (nie tylko w WWA, ale też w Gdańsku), a zarazem jedno z najbardziej tragicznych zdarzeń. Nadal ciężko mi o tym mówić. R.I.P. Austin.

Beat Battle V – Poznań

Końcówka roku, na którą zawsze fanie jest poczekać. Beat Battle przyjęło tak wysoki poziom pod względem muzycznym, jak i organizacyjnym, że to się w głowie nie mieści. Znowu Pawilon Nowa Gazownia i znowu ponad 500 osób. Poza fantastyczną imprezą, dużo śmiechu, nadprodukcja lolcontentu do Internetu i pełno znajomych z całego kraju. Mistrzostwa Polski pełną gębą. Już myślami jestem przy kolejnej edycji.

SHARE