TOM ENCORE
dj i producent z Warszawy. Specjalizuje się w muzyce basowej - dubstep, juke, future garage, jungle, d'n'b. Wydawał m.in. dla Concrete Cut i Rottun Recordings. W 2012 wystąpił m.in. na angielskim Glade Festival, Up To Date Festival, Boogie Brain i wielu innych imprezach w Polsce i w Europie. Facebook, Soundcloud

Daaaaaamn son. 2012 w muzyce basowej był rokiem trapu czyli „przeróbmy każdy numer na bicie z 808”. Subowe brzmienie znane w hip-hopie od dawna wdarło się przebojem do świata EDM, głównie za sprawą epki TNGHT, debiutu Baauera w Essential Miksie Rustie’go oraz remiksu „Original Don” Flosstradamusa. Gatunek bardzo szybko zdobył popularność, co zaowocowało zalania internetu milionem podobnych do siebie tworów. Na szczęście było też wiele rewelacyjnych momentów, o czym za chwilę.

Chciałem w tym roku stworzyć listę jak najkrótszą, ale nie mogę nie wspomnieć o pozostałych artystach, którzy ukształtowali mój muzyczny 2012: Girl Unit, Max Cooper, Scuba, LOL Boys, Clicks & Whistles, Bro Safari, Boddika & Joy Orbison, Memotone. Ok, do rzeczy.

UTWORY

Zebra Katz & Boyfriend – W8WTF [Senseless Records]

Schizofreniczny rap i ślimaczy podkład nowojorskiego duetu brzmią jak bad trip po grzybobraniu. Warto odszukać też nieco mniej psychodeliczny, ale równie zaskakujący remiks Brenmara.

Lorn – The Gun [Ninja Tune]

Skoro jesteśmy przy psychodelicznym, Lorn znany z zamiłowania do maksymalizmu udowodnił, że potrafi stworzyć też genialną atmosferę. Nostalgiczne The Gun mogłoby spokojnie znaleźć się wśród najlepszych dokonań Boards of Canada.

Traxman – Blow Ya Shit (Lenkemz Remix) [Senseless Records]

Wiksa i gwizdki, dosłownie. I rozdzierający, zaloopowany okrzyk „Hey you, blow yo whistle”, i najbardziej szalony drop w 160bpm tego roku. Lenkemz nie jest jeszcze szeroko znany, ale grają go najwięksi. Włącznie z Rusko, który Blow Ya Shit puszcza podobno jako swój własny numer, za co na tegorocznym Glade Festival jego prawowity autor zrewanżował się wyświetlając wielkie hasło „Fuck Rusko” w tle seta. Drama!

Eprom – Regin Chillbin [Rwina Records]

Pojebany numer. Właściwie ma cechy anty-bangera: nieregularny, minimalny beat, zmiana instrumentu co każdą frazę, brak intra i chyba jakiejkolwiek logiki w aranżacji. A jednak jest to prawdziwy kolos i jeden z najlepszych singli tego roku (wraz z remiksem Machinedrum). Kolejna perełka od Rwina Records.

Siriusmo – Doctor Beak [Monkeytown Records]

Siriusmo pozostaje jednym z najbardziej niedocenianych producentów na świecie. Doctor Beak to majstersztyk, symfonia, Paranoid Android wśrod gatunku.

Kanye West feat. Big Sean, Pusha T, and 2 Chainz – Mercy [Def Jam]

„Mercy” jest złożone z momentów, których nie da się wyrzucić z głowy. Otwiera go zsamplowany wokal Fuzzy Jones’a wykrzykującego pełen bólu refren, a kontrastują z nim teksty typu „Build a house upon that ass; that’s an ass-state”. Jest też prymitywnie prosty hook „oh-oh-oh-oh-oh-okay” na bicie, w którego produkcji maczał palce Hudson Mohawke. Wisienką na torcie są remiksy, takie jak ten słynny od RL Grimes i Salvy, który latem doprowadzał do wrzenia i tak gorące od słońca parkiety wszelkich open-airów. Prawdziwy hymn tego roku.

Release roku

Cashmere Cat – Mirror Maru EP

Tytułowy numer z epki Cashmere Cat, pojawił się najpierw w Essential Miksie Rustiego (tajemniczo i błędnie zatytułowany Swag5) i został obwołany najlepszym momentem całego seta. Nie spodziewałem się jednak, że wydany miesiące później, debiutancki release artysty może utrzymać równie wysoki poziom. A tak właśnie się stało. Każdy z czterech numerów to powykręcana, hiper-melodyjna bassowa perełka, z zaskakującym doborem sampli i świadectwem wielkiej wyobraźni młodego Norwega, eks-turntablisty. Zdecydowanie jest to gość, z którym trzeba się będzie liczyć w nowym roku. Na żywo będzie go można zobaczyć i usłyszeć już w styczniu w poznańskim klubie 8 Bitów.

Album roku

Frank Ocean – channel ORANGE

Album, o którym dyskusja z niezrozumiałego do końca powodu częściej dotyczyła kwestii orientacji seksualnej muzyka, niż samej warstwy muzycznej. Warto się jednak pochylić nad „channel ORANGE” dla samej przyjemności z słuchania. Frank Ocean ma doskonały warsztat – rapuje, śpiewa, próbuje różnych stylów nie bojąc się nawet wykorzystania falsetu („Thinking About You”). Wszystko to jest raczej delikatne, brak tutaj typowego dla raperów swaggeru, dlatego też silniej oddziałuje na emocje. Warstwa tekstowa jest także rewelacyjna, wystarczy wsłuchać się w najjaśniejszy punkt albumu, dziesięciominutowe „Pyramids”.

SHARE