MACEO WYRO
Warszawiak urodzony w Finlandii. Pierwszy dj legendarnych Filtrów. Dziani Wąsacze w Radiostacji. Absolwent Red Bull Music Academy. Współtwórca kolektywu Niewinni Czarodzieje. Gospodarz cyklu Warsoul Sessions. Autor audycji Kosmos w Radio Roxy. Entuzjasta nowych brzmień. Meloman i marzyciel. Maceo FB, Warsoul FB, Warsoul Soundcloud, Warsoul.pl

Frank Ocean „Channel Orange” (Def Jam)

Album którym zajarałem się jak dzieciak od pierwszego przesłuchania.
Dopracowany w najmniejszym szczególe, a zarazem cudownie chaotyczny i chwilami wręcz naiwny. Frank Ocean zdecydowanie trafił na swój moment w czasie, moment, który może się już nigdy nie powtorzyć. Ta płyta ma wszystko, co powinien mieć kandydat na future classic, czyli charyzmę, energię i oryginalny pomysł. Nie wiem, czy to r’n’b, pop, czy new age fusion, ale szczerze mówiąc, mało mnie to obchodzi. „Channel Orange” to mój absolutny hit lat, który zawsze będzie mi przypominał o tym, że 2012 był wyjątkowo udanym rokiem.

Robert Glasper Experiment „Black Radio” (Blue Note)

Najbardziej spektakularny crossover roku. Znakomity pianista jazzowy przypuścił atak na mainstream w celu zdobycia szerszej publiczności. Normalnie brzmiałoby to jak zarzut, jednak w przypadku „Black Radio” trudno mówić o artystycznym kompromisie. Glasper zawsze był blisko hiphopu i soulu, a pod skrzydłami Blue Note mógł w końcu dać upust swojemu talentowi songwriterskiemu, a do tego zaprosić plejadę znakomitych gości do wykonania tychże piosenek. Wyszedł z tego album niesłychanie elegancki, trochę może nawet zbyt wypolerowany; na szczęście Experiment dopiero na żywo nabiera prawdziwego rozpędu, o czym świadczy choćby genialny występ na tegorocznym iTunes Festival, który był dla mnie jednym z koncertowych wydarzeń roku.

Hiatus Kayiote – Tawk Tomahawk (Bandcamp)

Australijczycy zgarniają u mnie laur za debiut roku, bo albumu jako takiego póki co nie posiadają! Ale wystarczyła jedynie ep-ka na Bandcampie, aby na punkcie zespołu oszalaly takie autorytety jak Questlove, Erykah Badu, Taylor McFerrin, Miguel Atwood-Ferguson i oczywiście Gilles Peterson. Trudno się dziwić, bowiem „Tawk Tomahawk” w siarczyście skondensowanej pigułce pokazuje potencjał zespołu, który nawet jeszcze się nie rozkręcił, a już jest w pełni dojrzały i wprost ocieka talentem. Duża w tym zasługa ekscentrycznej wokalistki Nai Palm, ale również i pozostałych muzyków, którzy z niewiarygodną swobodą grają… wszystko. W muzyce Hiatusa słychać i soul, i folk, i rock, i nawet hiphop, ale klasyfikowanie jej w jakikolwiek sposób wydaje się zbrodnią. Fantastycznie, że się pojawili i na pewno jeszcze długo nie znikną.

Pełną selekcją moich albumów roku przedstawię w audycji Kosmos w Radio Roxy 29ego grudnia o godz.23:00 (program będzie później do odsłuchu na Soundcloud oraz tutaj.

WYDARZENIE ROKU

Powrót D’Angelo

Chyba tak naprawdę nie sądziłem, że uda mi się kiedykolwiek w życiu zobaczyć największą gwiazdę soulu przełomu dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku na żywo. D’Angelo zapadł się pod ziemię dekadę temu, a z nieregularnych doniesień prasowych wynikało jasno, że znalazł się na dnie.

Tym większe było moje zaskoczenie, kiedy pod koniec ubiegłego roku ogłoszono kilka koncertów D’ w Europie i zaplanowano je na początek 2012 roku. W sumie nadal niedowierzałem, że mój sen się może spełnić, ale cóż, nie było wyjścia, należało kupić czym prędzej bilet! Wybór padł na Amsterdam i kameralną salę Paradiso. Na pierwszy koncert bilety rozeszły się na pniu, więc ostatecznie wylosowaliśmy datę 31.01. Do Amsterdamu udaliśmy się dwa dni wcześniej w celu aklimatyzacji i już pierwszego wieczoru na miejscu padł na nas blady strach. Media podały, że D’Angelo spadł ze sceny w Paryżu i w związku z tym nie zagra następnego dnia w Holandii! Na szczęście upadek nie byl chyba taki groźny, bo po jednym dniu wolnego artysta wznowił trasę i dotarł akurat na nasz koncert! Pamiętam jak cały czas nie mogłem uwierzyć, że to się stanie, stojąc już po środku Paradiso i przyglądając się instrumentom… Ale w końcu wyszli i zagrali.
Oszczędzę Wam banałów typu „warto było czekać”. D’Angelo z ekipą to po prostu mistrz wagi ciężkiej.

Tej klasy co Muhammad Ali, ale też James Brown i Prince, if you know what I mean…
Ok, nie wymyślił nic nowego, ale gra soul i funk tak, jakby ta muzyka dopiero co powstała. Spontanicznie i porywająco, bez cienia fałszu i z ogromnym polotem. Tak potrafią tylko najlepsi, a artystów tej klasy można policzyć na palcach jednej ręki. Teraz do pełni szczęścia brakuje mi już tylko nowego albumu i szczerze mówiąc nie rozumiem, dlaczego znowu się ociągają z jego wydaniem. Ale jak już się przekonałem, mimo wszystko warto być cierpliwym;)

FESTIWAL ROKU

Dimensions (Chorwacja)

O uroku chorwackich festiwali słyszą już od tak dawna, że w końcu postanowiłem się przekonać na własne oczy i uszy, w czym rzecz. Kiedy pojawiła sie opcja wypadu na pierwszą edycję Dimensions Festival, postanowiłem z niej skorzystać. Dimensions to nowo narodzona siostra popularnego Outlook Festival, którego twórcami są w całości Angole. Najwyraźniej organizatorzy stwierdzili, że skoro targają tyle ton gratów na drugi koniec Europy, to równie dobrze mogą posiedzieć w Chorwacji tydzień dłużej i sieknąć jeszcze jedną imprezę. Dość karkołomny pomysł, jeśli pomyśleć, że w pewnym sensie sami sobie robią konkurencję.

Jednak po pierwszej edycji Dimensions można już ze spokojnym sumieniem stwierdzić, że był to strzał w dziesiątkę. O ile Outlook jest festiwalem bardziej organicznym i mainstreamowym, o tyle Dimensions to właściwie 100% elektroniki. Jego line-up to po mokry sen każdego szanującego się clubbera. Ilość artystów wręcz przytłacza, ale powiedzmy sobie szczerze, że zobaczyć wszystkiego i tak fizycznie się nie da.

Lokalizacja festiwalu jest niezwykle imponująca, ale też specyficzna. W starym forcie Punta Christo w miejscowości Pula, sceny umieszczone są w wąskich fosach i na dziedzińcach. Wygląda to fantastycznie, ale ilość miejsc jest mocno ograniczona. Wejście na sam festiwal nie gwarantuje więc uczestnictwa w każdym wybranym evencie. Dlatego też z powodu zbyt długich kolejek przepadły mi występy takich artystów jak Carl Craig, Nicolas Jaar, czy Little Dragon. Ale w końcu nie chodzi o to, żeby zobaczyć wszystko, tylko żeby się dobrze bawić, prawda? A z tym akurat nie było kłopotów. Dimensions dysponuje nie tylko świetnym nagłośnieniem (które pierwszego dnia trochę szwankowało, ale natychmiasty zostało skorygowane), ale też oświetleniem i wizualami. Pierwszej nocy dopiero poznawaliśmy teren, a dopiero drugiej zaczynaliśmy zwracać uwagę na bogate detale. Atrakcji było tak wiele, że czasem trudno było się wręcz skupić na samej muzyce. Z pewnością zaczarował nas Mala, Author, Machinedrum, Gold Panda, Koreless, czy Electric Wire Hustle. Jednak tak naprawdę do końca wkręciliśmy się dopiero ostatniego dnia na scenie Outside The Fort, gdzie mixowali kolejno po sobie Motor City Drum Ensemble, Morgan Geist, Theo Parrish i Moodyman.

Theo zagrał zdecydowanie najlepiej, pokazując w swoim trzygodzinnym secie absolutne mistrzostwo selekcji w równowadze z techniką, ale s kolei grający po nim Moodyman prowadził rasową konferansjerkę rodem z pirackiego radia i cudownie bujał nas aż do świtu. Za mało tu miejsca, żeby opisać tak wypasioną imprezę w drobniejszych szczegółach. Może więc tylko napiszę na koniec, że zdecydowanie polecam Wam taki wypad na przyszły rok, bo raczej się nie zawiedziecie.

SHARE