Para One – Passion (Marble)
Dubstep, całe szczęście, dawno już smaży się w piekle, natomiast to, co wyrodziło się z postdubstepu żyje i ma się coraz lepiej i coraz bardziej inspirująco. Jedna z najciekawszych i najbardziej wszechstronnych płyt 2012 – postdubstep wita się tu z electro, rnb, hip hopem, popowymi hitami i kto wie, czym jeszcze…
Michael Kiwanuka – Home Again (Polydor)
Już po EPkach Michaela Kiwanuki wydawanych w 2011 roku można było dowiedzieć się, że coś się dzieje. No i stało się Jedna z ładniejszych, melancholijnych płyt 2012. Piękne i proste folkwo soulowe piosenki śpiewane fantastycznym czarnym głosem. Dziewczyny to kochają… PS przy okazji zwracam uwagę na aktualnie rosnącego w siłę charyzmatycznego folkowego pieśniarza z Kanady – Bena Caplana; niedługo będzie o nim głośno!
Vanilla – Soft Focus
Ile cukru w cukrze? Na to pytanie odpowiedź zna tylko Vanilla. Jego beat tape z maja 2012 roku jest tak słodki, że, jak mówią, całe przedszkole by się porzygało. Ale oprócz słodyczy, te 27 utworów opływa też w tłuszcz. Bity, na których Vanilla położył soulowe wokale to naprawdę grube hip hopowe sztosy. Rower i ta płyta zrobiły mi lato 2012, a dziewczęta nadal piszczą kiedy gram Vanille na imprezach…
Peaking Lights – Lucifer (Mexican Summer)
Cudowna dawka psychodelii, dubu, lo-fi, rozpływające się, powolne dźwięki. Nowe wspaniałe światy pokazywane nam przez Peaking lights na pewno warto zwiedzać i warto zatrzymać się w nich na dłuższą chwilę…
Christian Naujoks – True Life / In Flames (Dial)
Współczesna muzyka poważna najwyższej próby. Minimalistyczna w formie, a jakże bogata w emocje płyta. W pewnym sensie fascynacja tym albumem to kontynuacja mojego uwielbienia dla dzieł Steve’a Reicha, które sięgnęło zenitu po finale festiwalu Sacrum Profanum w 2011 roku. Mroczna, piękna i melancholijna płyta. Przy okazji pięknie brzmiący i pięknie wydany LP.
Esperanza – Esperanza (Gomma)
Co prawda płyta Esperanzy wyszła pod koniec 2011 roku, ale wieść o tej supergrupie dotarła z ziemi włoskiej (a właściwie hiszpańskiej) do Polski (a przynajmniej do mnie) dopiero latem 2012 za sprawą Eltrona Johna. Niepodobna określić jaki gtunek muzyki gra Esperanza. Może w tym tkwi ich siła. Na pewno wynika ona z pasji i energii, jaką ten kwartet wkłada w tworzenie i występy na żywo (czego miałem szczęście być świadkiem parę dni temu). Absolutnie cudowna płyta. Leniwe easy listening, psychodeliczny rock, trans, italo… Czego tu nie ma!
Jerzy Milian – When Where Why (GAD Records)
Tak się złożyło, że jedną z najbardziej elektryzjujących dla mnie płyt 2012, była płyta z nagraniami z lat 1972 – 1979. Pięknie (na tyle na ile to możliwe) wydany CD i przy okazji zapowiedź naprawdę bardzo ciekawej serii.
„15 rzadkich i niepublikowanych nagrań z archiwum jednego z najciekawszych polskich muzyków jazzowych. Dynamiczne, przebojowe utwory, senne bossa novy i cukierkowe easy listening. Mocny beat, zadziorne brzmienie trąbek, słodkie saksofony i błyskotliwe solówki na wibrafonie zamknięto w piętnastu krótkich formach, zarejestrowanych z berlińskim big-bandem Guntera Gollascha w latach 70.”
ASAP Rocky – LiveLoveA$AP
Pierwszy raz numer z tej płyty puścił mi Funkoff dokładnie w Nowy Rok 2012 ale tak wyszło, że w całości przyswoiłem ją dopiero parę miesięcy później. I bardzo dobrze. Mocno wulgarne rapsy na jeszcze bardziej ućpanych bitach świetnie się sprawdziły podczas nocnych spacerów w lipcu i sierpniu.
Debruit – From The Horizon (Civil Music)
Długo oczekiwany album Debruita ani troszkę nie zawiódł oczekiwań. Debruit wspaniale pożenił ze sobą hip hop, dubstep polewając, swoim zwyczajem, tłuste bity obfitym i różnorodnym sosem z szeroko pojętej „world music”, oczywiście z przewagą afrobeatu. Absolutnie wybuchowa mieszanka parkietowych sztosów i dobrego nowoczesnego hip hopu
Tame Impala – Lonerism (Modular Recordings)
Autorzy mojego ulubionego albumu rockowego z 2010 roku, wydając drugą płytę ani trochę nie obniżyli poprzeczki. Lonerism to płyta nasycona brudnym, garażowym, gitarowym brzemieniem, gęstymi hipisowskimi bębnami i pięknymi, psychodelicznymi melodiami. Australijczycy znowu dali radę! PS. Zwracam uwagę na inny zespół z antypodów, który na koncercie zrobił na mnie ogromne wrażenie, a który stylistycznie bliski jest w pewien sposób do Tame Impala – Orchestra of Spheres. Polecam!
Actress R.I.P (Honest Jon’s Records)
Nie trzeba wielu słów. Actress na tym albumie przeszedł samego siebie.
Various – Niewidzialna Nerka (S1 Warsaw)
Wielki szacunek dla wszystkich stojących za projektem Niewidzialna Nerka. Czołówka polskich producntów, najlepsze bity, najklasyczniejsze rapsy. Zróbcie szałas dla starej baby!