Nie wiem dlaczego, ale podobnie zrobiłem w zeszłym roku. Skupiłem się na jazzie i rapie, chociaż na codzień towarzyszy mi mnóstwo soulu, r&b, rozmaitej muzyki klubowej czy nowo-beatowej . Jednak jak przychodzi co do czego, to nie czuję się na siłach wymieniać pojedynczych singli i albumów. Pewnie lepiej zrobią to inni. Poza tym, prośba była o piętnaście pozycji, to już nie będę przesadzał. Rap i jazz jest mi jakoś łatwiej usystematyzować, a w końcu i tak, gdzieś tam na końcu to wszystko i tak się miesza. Do podsumowania wybrałem krążki, na które poświęciłem najwięcej czasu…
HIP HOP
Mimo tego, że wpisałem tutaj wydawnictwo z XL Records, to nie traktujcie tego wpisu jako wyróżnienie tylko i wyłącznie dla Tylera. To ukłon w stronę całego Odd Future. Czy można pominąć Franka Oceana? Hodgy'ego i Left Braina? Nie można! Do tego jeszcze mocno oczekiwana EPka od duetu The Internet przed nowym rokiem… Wyznaczają trendy, nikogo nie naśladują i wywierają wielki wpływ na innych artystów.
Ten gość wziął się z nikąd i od razu rozstawił wszystkich po kątach. O tyle o ile z Odd Future miałem kontakt już wcześniej, ten małolat zaatakował jednym purpurowym singlem i dostał więcej kasy na debiut niż Drake, by później i tak udostępnić krążek za free. Należały mu się te pieniądze.
Tego artysty przedstawiać raczej nikomu nie trzeba. Godnie reprezentuje brzmienie Missisipi, nie zanudzając swoich słuchaczy wypełniaczami na mikstejpach. Póki co jest konsekwentny w tym co robi i nie brudzi swojej kariery jakimiś bezsensownymi utworami jak jego kolega Wiz Khalifa. Oby tak dalej. Spędziłem z tą płytę całe wakacje i obdzieliłem wszystkich najbliższych znajomych.
Drake. W Polsce ma chyba więcej przeciwników niż zwolenników. Co zrobić? W Polsce chyba nadal nie lubi się bogatych. Drake z drugim krążkiem nie daje lipy. Moim skromnym zdaniem w jego przypadku miliony się nie mylą. Drake ma fajne teksty i świetne wyczucie do beatów. Aż ciężko uwierzyć w to, że ta płyta ma tyle hitów.
Ludzie z niego leją, zresztą podobnie jak z Drake'a. Śmieją się z tego jak się ubiera, z tego o czym rapuje. Mam wrażenie że nie wielu zdaje sobie sprawę, że Weezy jest jednak o wiele bardziej ogarnięty niż by się niektórym wydawało. Ten krążek powinien zamknąć gęby hejterom. Hit na hicie. Zero spinki.
"Lincoln Way Nights" to tribute dla Massilion i innych podobnych do niego małych miasteczek rozlokowanych pomiędzy kilometrami autostrad prowadzących do wielkich aglomeracji z perspektywy szyb wyszykowanego Chevroleta. Stalley stał się głosem dumnej klasy robotniczej, prowadzącej swoje rodzinne biznesy, zjednanej w pasji do akademickiego sportu" – po czym przyjechał z tym materiałem do Polski i wyjaśnił sytuację. Kto był, ten wie.
To nie debiut ani powrót. Jeden z niewielu dowodów na to, że jedna ciekawszych postaci pamiętanych ze złotej ery, potrafi wyjść z czymś tak progresywnym. Klipy od Khalila Josepha, wyjebiste rozwiązania muzyczne i udana kontynuacja kariery długo po przygodzie z Digable Planets. Muza raczej dla wymagających… ale gdybyśnie nie byli wymagający – nie odwiedzilibyście diggin.pl prawda?
To chyba najbardziej niedoceniony krążek tego roku. Zbierałem się do napisania o nim od dłuższego czasu i do dziś tego nie zrobiłem, a w dodatku nie naczytałem się o tym albumie w necie. To niesprawiedliwe. Ten człowiek do żywa legenda, a ta płytka to na serio udany debiut! No właśnie – debiut!
W tytule tego albumu nie ma ani kszty przesady. To klasyk. Może nie mamy tutaj do czynienia z wyznaczaniem nowoczesnych trendów, ale zupełnie tego nie wymagałem. Mamy natomiast świetnego MC, z rozgrzewającym się coraz bardziej do wielgachnego powrotu - Madlibem, który już teraz może sobie pogratulować tego co zrobił z Freddiem Gibbsem, czy z Black Starem.
Na ten skład nigdy nie bluźnię. Zawsze krok do przodu. Zawsze z chęcią do eksperymentu, przy tym pamiętając o sprawdzonych motywach. Czy to nie piękne, że Rootsi już tyle lat robią tak świetne piosenki i nie muszą przy tym nikomu wchodzić w dupę?
JAZZ
Do tej kategorii trudno będzie znaleźć klipy. Ale jakieś wizualizacje zawsze się znajdą. Zapamiętajcie to nazwisko. Austin ledwie skończył 20 lat, a już jest utytułowany, ma plecy u Flying Lotusa i jest nieziemsko genialnym muzykiem. Zapytajcie kogokolwiek z Los Angeles. Brainfeeder is in this fuckin building!
Młode trio, ale ostatnio też w konfiguracji w kwartecie z saksofonistą. Robią podobne motywy do Roberta Glaspera, jednak pozytywny stosunek do Jay Dee to u nich nie wszystko. Potrafią zrobić jazz z bitów Odd Future czy z Bangladeshowego "Lemonade" Gucciego. Życzę im wszystkiego najlepszego i liczę że spotkamy ich na polskich salach koncertowych.
Krążek na poziomie światowym. Nic więcej nie mogę dodać. Śmieszne tylko, że minąłem się z nimi na żywo trzy razy w tym roku. Za każdym razem słyszałem tylko ochy i achy. Gdy byli w Poznaniu, to ja byłem w Warszawie. Gdy pojechałem do Katowic, to się spóźniłem. Gdy w końcu liczyłem że posłucham ich w Kaliszu, musiałem wracać, nie mogąc zostać do końca festiwalu. Jak dobrze że jest płyta.
Nie ma takiej skali żeby ocenić geniusz tego krążka. Zawsze dałbym więcej, niż maksimum. Jakim cudem Brainfeeder nie zadbał o żadne reprezentatywne wideo ilustujące to wydawnictwo? Wielki błąd, ale czy w sumie ta płyta tak na serio potrzebuje większej promocji? Jest na językach wszystkich!
Oczywiście nie ma żadnego klipu. Ten krążek trafił do mnie przypadkowo, nie miałem pojęcia nawet że się ukazał. O transcendencjo! Jakaż to by była strata, gdyby nie przeniknął mnie spirytualizm tego arcydzieła. Koniecznie poszukajcie tej płyty, chociażby dla coveru "Ooh Child". Mam wrażenie, że muzyka Dwighta leczy duszę i sprawia że można stać się lepszym człowiekiem. Moje marzenie, żeby posłuchać go w przyszłym roku na żywo.