WIXA
Recap 2k11 otwiera... numer z 2010 roku. Chociaż druga epka drezdeńskiego über kolektywu wyszła w listopadzie, video i buzz związany z labelem Uncanny Valley przypadł już na bieżący rok. Poza tym, że sam kawałek "underrated, underestimated" Roberta Arnolda to fenomenalny moim zdaniem cross-over house'u i post-hip-hop'u, to na równie dużą uwagę zasługuje sama wytwórnia będąca modelowym przykładem, że w zwartej ekipie, przy dobrym podziale zadań można osiągnąć europejski rozgłos, mieszkając daleko od stołecznego hype'u i klepania się po tyłkach.
Mało brakowało, a ten numer przeszedłby niezauważony, zamiast tego stał się hitem wielu dyskotek prowadzonych przez dżoków z sekcji boogie. Label o generycznej nazwie, z generycznymi numerami, a między nimi swoista perła. Rewelacyjny funkowy cut, a na nim, zaskakujący mnie coraz częściej, Reggie B, wyśpiewujący zawadiacko zabawne i zdystansowane lyricsy. Dzięki takim numerom nowe boogie ma szansę jeszcze trochę pociągnąć zanim podzieli los nu disco.
To było pewne jak r'n'b w trendzie. Są tacy, którzy chełpią się, że epokę reworków r'n'b przewidzieli już w 2007, kiedy nikt tego terminu jeszcze nie używał. Klasycznie są przeróbki lepsze i te bardzo złe. Poniższy track otwiera mix Hackman'a, jednego z moich tegorocznych faworytów, nagrany dla FACT Magazine. Słuchany i grany do znudzenia. Bassline na tegorocznym podium.
W 2011 Bashmore był na ustach wszystkich, także tych, którym wysublimowanie muzyczne na razie nie grozi. Podczas gdy mega hype zapewniły mu wiadome autorskie numery, mi w głowie bardziej utkwił wyśmienity future r'n'b anthem, w którym Julio odpowiadał "jedynie" za instrumental. Piękna parkietowa ballada rodem z brytyjskich piwnic i warehouse'ów w tempie, którego szczęśliwie wielu boi się dotknąć.
Działający dobre 10 lat w roli inżyniera, w cieniu takich erekcjogennych marek jak DFA, Tanner Ross nareszcie wydał debiutancką 12". Jego trademark bassline, pojawiający się także w remixie Voices of Black na W + L, długo jeszcze się nie znudzi. Druga pozycja na bass podium.
Juke. Długi czas rzucałem na tę nazwę sezonową pogardę. Dopiero album Machinedruma i remixy ukrywającego się pod aliasem nawiązującym do mojego ulubionego pisarza sci-fi, Om Unit, sprawiły, że się przekonałem. Seria Footwork będąca tributem do klasyki drum'n'bass'u i jungle, które wypełniały niegdyś moją selekcję, dały mi bardzo dużo uśmiechu (awwwwww). Bazujące na dwukrotnym zmniejszeniu tempa (160 / 80 bpm) cykacze, swobodnie łyknąłby Lil' Wayne czy inny ASAP Rocky.
2011 rokiem nauki. Dzięki albumowi Complex Housing przekonałem się, że nu beats jednak może mieć groove. Obok Machinedrum'a jedna z najświeższych pozycji i niewątpliwy powerplay na słuchawkach na miasto. Podobno już niedługo w Polsce, niczym plaży zazdroszę Trójmiastu.
Przerysowany, wesoły, "kreskówkowy" sztos. Okazało się, że niezatapialnemu Timbo, można dać inny, równie ciekawy kontekst. Jeśli ktoś poprosiłby mnie o muzyczną ilustrację dla duetu Geek Clique to byłby to ten numer puszczony pod obrazek ze "Żwirka i Muchomorka".
Moombahton. Przedmiot wielu jałowych debat i polemik na ścianach krakowskich i poznańskich oraz wyłomów w monolitach stołecznych. Dla mnie historia sezonowa, która powraca co jakiś czas pośród takich czy innych dodatków i udziwnień. Jak w każdym innym gatunku, między generycznymi produkcjami, pojawiają się co jakiś czas zabójcze gwoździe.
Przełom 2010/2011 należał ewidentnie do newcomerów z R&S. Obok Blawana i Pariah, o których również poniżej, na wyróżnienie zasługuje Lone, którego obok wyżej wymienionych, także gościliśmy w Warszawie. Jego muzyka zalatująca surową empecetką i sugerująca proces twórczy pod wpływem MDMA, okazała się kreatywnym wykorzystaniem możliwości Fruity Loops'a. Moim ulubionym numerem, przywodzącym na myśl "Homework", pozostaje Ultramarine z Emerald Fantasy LP z 2010. W 2011 najbardziej w pamięci zapadł mi poniższy track, wydany w stajni z czarnym rumakiem w logo.
Andrzejek nasz. Bohater pierwszego i drugiego planu (w pozycji horyzontalnej) pamiętnego maratonu urodzinowego w Cudzie Nad Wisłą w 2010 i serdeczny kompan podczas wizyty Grupy Biznes w Liverpoolu w sierpniu br. Pomimo, moim zdaniem, niesamowitego wyczucia w produkcji bezpretensjonalnych bangerów, czy to bazujących na boogie/disco cut'ach czy też głębszych bardziej house'owych, nie uzyskał nigdy należnego poklasku jak choćby jego koledzy z Bristolu. Za punkt honoru wziąłem sobie promowanie jego produkcji, do których spontanicznie przekonało się już wielu. Przy poniższym sztosie oszalał swego czasu Buszkers, któremu z tego miejsca składam przy okazji najlepsze urodzinowe życzenia.
O twórczość i ekscentrycznym zachowaniu Omara powiedziano już chyba wszystko. Chłop ma w nawyku wypuszczać rzeczy cieżkostrawne i wybitne, raczej nic pomiędzy. Kiedy wziął na warsztat wokale Colonela Abramsa, trafił idealnie w punkt nawiązując do spuścizny mid 80s garage. Dla poszukujących parkietowego szaleństwa - b side w postaci remixu Shadow Ray (na 99% alias samego Alexa) nadający oryginałowi nowy, zadziorny kontekst. Rewelacyjny r'n'b anthem, zdecydowanie w czołówce 2011 w moim rankingu. Bassline nr. 3 na podium.
L.V. jest ewidentnie w formie. Co epka to sukces. Mój faworyt to skromny, jedynie czterominutowy drugi utwór na stronie b. Tytuł idealnie zgrał się z kilkoma sytuacjami, które ostatnio miały miejsce w moim otoczeniu, dlatego ten numer nader często kręci się w moim pokoju.
Bootlegowe widmo tej techno paterdy krążyło w sieci od dłuższego czasu. Nareszcie jest. Efekt synergii nie zawiódł i tym razem dowodząc, że panowie Blawan i Pariah w duecie są w stanie wykrzesać coś jeszcze bardziej kozackiego niż to co produkują z osobna. Surowa i "dzika" produkcja pierwszego i techniczny perfekcjonizm drugiego dały efekt, który na parkiecie nie zostawia jeńców.
Nastał ten czas, że z czystym sumieniem rekomenduję materiał z lokalnego podwórka, bez cienia kokieterii. Faworyt z bardzo dobrego i równego albumu, który mógłby zostać wyprodukowany w dowolnym miejscu na globie. Minusami LP są swędzący w ucho angielski wokal, śpiewanyvz polskim akcentem oraz okładka, która jeśli miała jakiś pierwotny zamysł to ja go nie odczytuję. Poza tym zero kompleksów. Słuchać, słuchać, słuchać.
Usłyszany pierwszy raz w 1500m2 podczas setu Pariah. Pierwszy press w 100% dawno wyprzedany, jedny posiadacz jakiego poznałem mieszka w Dreznie i jest z bycia w gronie szczęśliwców bardzo zadowolony. W 2011 pojawił się re-issue z gorszym remixem na flipside. Ciężko kogokolwiek przekonywać do urody takich produkcji, ja znajduję momenty kiedy takie kawałki robią manto śmiałkom przed djką. Po kolejny release na Power House byłem pierwszy w kolejce.
W moim podsumowaniu nie mogło zabraknąć PPU. W końcu trzeba sobie racjonalizować, mało rozsądne wydatki na 7"ki za 50 zł. Andrew i waszyngtońska spółka wpisują się od kilku lat modelowo w to jak myślę o digging'u i zbieraniu rzadkich nagrań. Część rzeczy wydawana przez Peoples Potential Unlimited i spowinowacony Lotus Land, bywa asłuchalna. Piosenki tłoczone na winylu po zgraniu z kaset odnalezionych pewnie na jakichś zatęchłych strychach, nadają nowego znaczenia określeniu lo-fi. Mimo to dobra robota to dobra robota i tę warto nagradzać, nawet sporym wydatkiem. Tym bardziej, że oryginały, jeśli istnieją, kosztują 300 funtów na discogsie. Albo 540, tak jak ten poniżej.
RAP, RAP, RAP, ZAJAWKA OD LAT
Po wieloletnim procesie dewaluacji, termin "kontrowersyjny" powrócił do pełni znaczeniowej. Jedni zbywaja go drwiną, szydząc, że rapuje pod zakorzenioną w podpoznańskich Mańkach wixę, inni widzą w nim newschool'ową świeżość na scenie "kopii z kopii". Pikanterii sprawie dodaje współpraca z DIIL'em, który na złość wszystkim, konsekwentnie wypracowuje sobie pozycję profesjonalnej marki muzycznej, obstawiającej coraz szersze obszary rynku. Będąc już przy tematach marketingowych, wszyscy pewnie zgodzą się z jednym. Syntetyczna Mafia to najgłośniejszy debiut roku.
Skoro już jesteśmy przy debiutach, nie będę pewnie oryginalny zachwycając się mixtape'em LiveLoveA$AP. Podstawowym fenomenem młodego rapera jest brzmienie rodem z Houston, z narracją prowadzoną z Harlemu. Proste, zawadiackie historie, świetne punche (ulubiony pada w tracku poniżej: "I can show you my degrees / Couple A, B, C's, bad bitch double D's / Popping E I don't give a F, told you I'm a G"), a do tego produkcja od kotów jak Clams Casino spowodowały, że pierwsze kilka odsłuchów odbyłem w podekscytowaniu, które dawno mi w rapie nie towarzyszyło. SWAG.
W 2011 nareszcie pojawił się termin na to jak czuję się w swoim środowisku w stolicy. Po przesłuchaniu płyty Stalley'a, czuję się mentalnym członkiem Blue Collar Gang. O samej płycie cieżko pisać, bo jest po prostu w sam raz. Określenia "genialna", "wybitna" i "odkrywcza" się jej nie imają. Inteligent Trunk Music to kilkadziesiąt minut dobrej muzyki - płynącego rapu i świeżych instrumentali. Produkty takie jak ten mixtape dowodzą, że jeśli zawartość ma odpowiednią jakość, nikogo nie trzeba przekonywać do zakupu. Na przepełnionym koncercie w Kulturalnej, pierwsze co zrobiłem, to wydałem równowartość 10 bucksów na CD. Powtórzyć może być cieżko, więc polecam wszystkim legalny download.
W temacie tych gentlemanów nie ma sensu się specjalnie rozwodzić. Chłopaki z Wiele C.T. klasycznie ratują sytuację. Po dosyć przewidywalnych ostatnich nagraniach, wracają na świeżo w nowoczesnym anturażu. Na oddzielną wzmiankę zasługują video zapowiedzi koncertów i viral z zamianą ról. Nie mam nic do dodania. Wona i Łebber.
Nie ma rapu bez followupu i nie ma zestawienia bez P-p-p-premiera (jak żyć?). Do dziś zachodzę w głowę, jak to się dzieje, że tak wielu raperów, właśnie na jego bitach osiąga życiówki, a wszystko co poza jest zupełnie niesłuchalne. Nie inaczej jest z albumem The Red. Ściągnąłem zachęcony dodatkowo footage'em ze studia. Rozczarowanie tylko potwierdziło regułę, ale "Born in the Trap" miał u mnie tydzień na repeat'cie.
Ev. Ciężko mi o obiektywizm. Przyznaję się do bycia ultrasem od DP, przez staktowne do granic "The Layover". Cats and Dogs to świetnie wydana i bardzo dobra płyta z różnorodą produkcją. Nie zawiód Alchemist (Step Brothers yo), nie zawiódł Chris Martin. Wrzucam singlowe "You" ze względu na fajne video, ale drugi bit Preemo, w zamykającym wydanie CD "The Epilogue" również bardzo mi się podoba.
Wrażenia jakie wywołuje u mnie duet Fisz/Emade, porównałbym na przestrzeni lat do crossfader'a. Im bardziej cenię Piotra, tym mniej jestem w stanie zdzierżyć jego brata. Fajnie, że video w kilku wersjach, fajnie, że Eprom, fajnie, że jeśli nawiązanie to do najlepszych. Szoku nie przeżyłem ale dzięki klipowi coś jeszcze we mnie drgnęło.
Druga fala popularności rapu to pole do wielorakich obserwacji. Gdzieś tam w sumie cieszę się, że wychodzą takie płyty jak solo Dioxa w Prosto czy nawet JasiekMBH w DIILu, mimo, że zdecydowanie od kilku lat nie jestem targetem, a patenty których używają ustanowili już lata temu Małolat czy Eis. Zastanawiałem się co wrzucić i wyszło mi, że najciekawszym odkryciem mijającego sezonu na warszawskim podwórku jest... producent. Galus, znany z instrumentalnego release'u u Groha, przygotował rewelacyjny staroszkolny materiał pod rap Hadesa. W kwestii tzw. warstwy lirycznej powiem tylko, że jak w przypadku POE2 szykuję się bardziej na płytę instrumentalną.
Najlepszy smaczek zostawiłem sobie na koniec. Można sobie robić jaja z Reny i Soboty, wiadomo też do kogo Stoprocent adresuje swoje produkty i kogo mają w stajni. Nie można jednak zrobić jednej rzeczy - odmówić Winiemu, na którego zdaje się ten cały biznes stoi, poczucia humoru. Zero skillsów, zero głosu, zero dykcji, 100% absurdu, chamstwa i rubaszności. 100% rozrywki. To jakbyś balonem przez kosmos leciał.
MIXY / LIVE ACTY
Historia tego nagrania jest taka, że impreza na której zostało zarejestowane była kulminacyjnym wydarzeniem nocnych eskapad, na które zabierał nas Zambon z Olgą (bigups!!) podczas tegorocznej majówki. Doświadczenie potęgi soundsystemu Horst Krzbrg o 5 rano na długo pozostanie w mojej głowie i było tak silne, że postanowiłem zaprosić autora tych wrażeń, aby zrobił to samo z warszawską publicznością 16 grudnia w Powiększeniu.
Świeża krew. Czytając tracklistę złapałem się na tym, że znam 2 nazwiska. Słuchając samego mixu nie było lepiej. Znaczy było, było wręcz rewelacyjnie. Najświeższa dawka nienachalnego uk soundu w tym roku. Polecam każdemu bez względu na preferencje, a chętnych na spotkanie z autorem zapraszam już za miesiąc w dwóch polskich miastach.
W temacie wspomnień tej nocy można pisać wiele. Ale nie ma sensu, kto był, ten dobrze, że był. Nagranie mówi samo za siebie. Perfekcyjna mikstura techno, house i uk garage - tych klasycznych i niewydanych, które przez kolejne pół roku zastanawiały warszawską scenę. Dodając do tego samego Arthura, którego zapamiętałem jako bardzo sympatycznego młodego gościa, składa się to wszystko razem na obraz jednej z ważniejszych imprez roku.
Wakacji wspomnień czar. Mimo, że dość mroczny, wpisał się idealnie w samochodową podróż przez deszczową Europę. Bez eklektyzmu na siłę, erudycja muzyczna, wysmakowana kompozycja oraz singlowa 12" - "L.O.V.E." powodują, że jjest to najczulej zapamiętany z legalnie wydanych mixów mijającego roku.
Gość pierwszej edycji powołanego przez nas w 2011 roku Przeglądu Form Muzycznych Kwadrat. Rewelacyjny rozmówca, wielki (także literalnie) entuzjasta dobrej muzyki i pokrewna dusza w dziedzinie boogie i classic french house, które jak udało nam się ustalić, mają wiele wspólnego. Oprócz jednej z ciekawszych epek wydanych w All City Dublin, skąd oryginalnie pochodzi, Krystal Klear jest autorem świetnych mixów, w których eksploatuje tak niewdzięczne z pozoru gatunki jak new jack swing. Gdybym miał określić kierunek, który jest mi w roli didżeja najbliższy, jego działalność byłaby jedną z pierwszych referencji.
"You're listening to araabMUZIK". No i słuchały, tysiące, w internecie. Totalna miazga, którą zgotował nam w 1500m2, została zarejestowana przez Steeza (bigups) i wrzucona do sieci. Drugiego dnia miała już 22 tysiące wejść. Od skrajnych drwin i dissów za ćwiartowanie Skrillexa, po zwierzęce wycie i totalny szok. Biorąc pod uwagę, że video relacja budzi tyle entuzjazmu, ja dodam tylko na koniec, że "trzeba być z nami, robić to żeby wiedzieć".