2011 zapamiętam jako rok pełen bardzo dobrych albumów, świeżego rapu i triumfu moombahtonu.
ALBUMY
Tegoroczne top20 można było wybierać spośród setki naprawdę mocnych pozycji.
Dla mnie w tym roku na czele album Jaara. Możliwe, że za 3 lata numery z tej płyty skatują wszystkie "ekskluzywne" sklepy w każdym Gal Moku, Starym Browarze, Batorym i Renomie w tym kraju. Zanim to jednak nastanie, z wileu powodów będę jeszcze długo cieszył się tym krótkim soundtrackiem do nienakręconego czarno-białego filmu.
Numer dwa to płyta z niemieckiej wytwórni Pampa Records, która wydała w tym roku trzy nowe albumy (oraz dwie reedycje) i wszystkie były godne uwagi. Na "Thora Vukk" Robag Wruhme utkał z połączenia folku, nagrań polowych i techno wciągającą i lepką pajęczą sieć. Kojące melodie i mnóstwo oddechu - takiej wiosennej elektroniki da się słuchać.
Album grupy Grega Foata to album jazzowy, mocno inspirowany muzyką filmową i library z lat 70-tych. Klasyczne, czy wręcz zapomniane instrumenty jak klawesyn, soulowa głębia i psychodeliczny posmak. A wszystko zaaranżowane, zagrane i nagrane na najwyższym poziomie - tzw. "prawdziwa muzyka". Pomijając wszystkie retro konotacje to po prostu doskonała płyta, od okładki przez tytuły, po kompozycje.
Poza podium sporo głębokiej, przejmującej i zwyczajnie pięknej muzyki. Następne miejsca to zabrudzone złymi i dobrymi emocjami slomo-techno od Andy'ego Stotta, folkowe pasaże acapella od Juliany Barwick, balearyczny rock od Almunii, śpiewana folkowa elektronika od Ady (znowu Pampa Records), syntezatorowi dołersi Com Truise i HTRK, ambientowo-jesienni Nils Frahm, Desolate i Shlohmo oraz longplej Floating Points, wystarczająco muzykalny by wybić się z masy nudnawego house'u i techno, jakiego w tym roku wychodziło na pęczki.
Na liście jest też sporo rapu, bo dzięki recesji raperzy znowu zaczęli myśleć i pisać żywe teksty pod sensowne bity. Mamy więc Nowojorczyka udającego południowca, czyli rewelacyjny mikstejp ASAP Rocky'ego z bitami Clams Casino, mikstejp Danny'ego Browna z Detroit, który rapuje o wyrywaniu rur spod opuszczonych domów i sprzedawaniu ich na złom. Poza tym Fiend z Nowego Orleanu i opowieści o ciężkim życiu za szybą limuzyny na tle słonecznych, południowych podkładów i ostatecznie Big K.R.I.T. z Atlanty, bo ta płyta nie opuszcza mojego playera od kilku tygodni. Na deser dwie płyty okołorockowe, czyli Destroyer i War On Drugs, na których przebijają echa Davida Bowiego.
NUMERY
Zrzut najchętniej słuchanych oryginalnych kawałków wydanych w tym roku, które nie trafiły na albumowe top 20. Sporo r'n'b, popu i rapu, pojedyncze rockowe, soulowe i housowe rzeczy. Oraz tylko jeden moombahton, którego pewnie więcej będzie w podsumowaniu u Mentalcuta. M.in. dzięki niemu cała druga połowa 2011 upłynęła mi pod znakiem moombah, głównie głębszej i soulowej odmiany, ale też takich tropikalnych petard jak Billy The Gent i El Comandados.