Nie będę się zanadto rozwodził, bo ja generalnie to bardzo podsumowań nie lubię, a w ostatnim miesiącu każdego roku robić ich muszę dużo za dużo i po czasie stwierdzam najczęściej, że wyszły badziewnie. Więc krótko, nie pokrętnie, to był moim zdaniem dla muzyki świetny rok. Zarówno dla hip-hopu z zagranicy, jak i z Polski. Dla soulu i arenbi. Dla nowego jazzu i tego starego, ale brzmiącego świeżo, też!
Robić listy jednak nie zamierzam, bo jest wciąż kilka płyt, na które czekam (m.in. Common, Young Jeezy z niesamowitą listą gości i producentów), bądź które trafiły do mnie na tyle niedawno, że jeszcze się z nimi w pełni nie oswoiłem. No i pokaźna liczba tych, które czekają w kolejce na odsłuch, a czasu jak dotąd brakuje.
NAJLEPSZE ALBUMY
Wrzucając wszystko do jednego worka wiem jednak na pewno, że o tych pozycjach będę pamiętał jeszcze długo i wracał do nich często: (kolejność płyt ABSOLUTNIE przypadkowa)
Wiem, że założeniem kolegów z Diggin było, aby powstała lista singli / pojedynczych kawałków, ale ja nie jestem didżejem czy człowiekiem z radia tylko panem od słuchania i opisywania całych płyt, więc pomimo najszczerszych chęci nie dałbym rady tego zrobić na czas dedlajnu. Poza tym szczerze mówiąc to był rok, w którym spodobało mi się bardzo przynajmniej ze 100 piosenek, więc wiele z nich mocno bym skrzywdził pomijając w nominacjach.
A tak to i wilk syty i Andrzej Cała Was pozdrawia.